Taka jest kolejność
mojego życia. Wpierw obserwowałam spadające liście, następnie sypiące się z
nieba płatki śniegu. Potem wznoszące się ze zmarzniętej ziemi źdźbła trawy, a
potem… no właśnie. Potem nie obserwowałam – ja żyłam…
Zapachem skoszonej trawy, soczystych liści na drzewach, polnych kwiatów które
swą wonią zapraszały do tego by ułożyć się gdzieś w ich pobliżu (wiatr wtedy ma
taki żywy i radosny zapach). Wokół ptaki ćwierkają, owady bzyczą. Żywot pełnią życia!
Lato kojarzy mi się z wolnością. Począwszy od tego, ze nie trzeba nosić na
sobie pięciu warstw ubrań, skończywszy na tym, że dzień trwa długo, a noce są
cieple. Nawet ludzie to odczuwają. Są radośniejsi, bardziej cierpliwi, nie narzekają
tyle – albo starają się powstrzymywać akurat tej konkretnej porze roku.
Boże, nawet deszcz nie może denerwować latem! Ten zapach roznoszący się po
ulicach! Kojarzysz: czerń ziemi zmieszana z zielenią trawy, z domieszką słodkich
płatków kwiatów. Oczyszczona przestrzeń a zarazem i twoja dusza!
Uwielbiam patrzeć jak krople stykają się z podłożem. Wtedy tworzące się po
chwili kałuże wydają przyjemny dla ucha plusk. Kojący szum lecącego z nieba
deszczu, kojarzącego mi się z przyjemnym i relaksującym prysznicem, w połączeniu ze śpiewem ptaków i - stykającą się szarością nieba z zielenią trawy -
daje mi powód do tego by chcieć żyć.
W sumie mogłabym być minimalistka. Żyć w malej, drewnianej chatce gdzieś w górach.
Z dala od jakiejkolwiek osady, za to blisko z lasem, łąką i strumyczkiem. Nawet
taki mały domeczek, gdzie w sumie miałby niewielkie pokoje, drewniane okna i
wielka wykładana deskami werandę, na której stałaby huśtawka z poduszkami w herbaciane
róże. Na parapetach, na zewnątrz, stałyby skrzynki z roślinami, może petunie
kaskadowe?
Widzisz to co ja?
Dokładnie!
Wchodząc na werandę, po prawej stronie pod jednym z dwóch okien stałby mały
czarny metalowy stolik wykuwany w kwieciste wzory i dwa krzesełka do kompletu. Na tym
stoliku jadłabym śniadania, patrząc na brzask. Tuz obok, na bocznej
ścianie domku pięłoby się winogrono, użyczając cienia w gorące dni. Deski na
ganku tak sympatycznie by skrzypiały pod ciężarem przechodzących po nich
stopach!
W środku przy wejściu witałby drewniany stojak na ubrania w kolorze dębu, a
tuz obok niego na ścianie niewielkie owalne lustro nad którym wisiałaby poleczka
na apaszki, rękawiczki czy czapki. Zaś po lewej stronie stałby niewielki okrągły
stoliczek, na którym pod biała serwetka stałby wazon z codziennie świeżymi kwiatami,
witającymi swoja słodkością każdego wchodzącego do środka gościa. Dalej byłby salon
podzielony z półotwartą kuchnią. W salonie byłaby granatowa, prosta kanapa i w
tym samym stylu fotel. Pomiędzy nimi niski kawowy stolik w kolorze mahoniu. Tuz
za nimi byłby niewielki kominek.
Na górze znajdowałyby się dwie sypialnie i malutka łazienka z prysznicem.
Jedna sypialnia byłaby moja, a druga dla ...
Właśnie… wszystko opisuje jako „moje”, „robiłabym”. Oczywiście, ze nie będę
sama! Ze mną będzie mieszkał mężczyzna mojego życia, kochający przyrodę, kochający
góry. Taki, którego dusza gra ta sama melodie co moja i nie straszne mu będzie odludzie.
Co więcej, życie w górach będzie mu dawało co najmniej takie szczęście jak mnie,
daj boże nawet większe!
Naszą świątynią będzie las, do którego będziemy zmierzać za każdym razem,
gdy coś poruszy nasze serca czy umysły – czasem razem, czasem osobno. Śpiewy ptaków,
odgłosy łamiących się pod ciężarem kroków gałęzi, szum liści będą naszymi
prywatnymi rozgrzeszycielami. Deszcz – oczyszczeniem, a słonce –
pocieszycielem.
Gdzie on jest? Gdzie mój mężczyzna, gdzie mój domek? Gdzie moja świątynia i
gdzie świat za którym tęsknię? Gdzie jest to, co sprawi, ze będę żyła pełnią życia?
Gdzie świat, w którym będę mogła mówić otwarcie o swojej pasji, miłości, głupich
troskach?
Gdzie jest mój skrawek ziemi, który będzie dla mnie święty?
Gdzie jest mój skrawek ziemi, który będzie dla mnie święty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz